top of page
Search

No, nie rozumie mnie!!!

  • Writer: Elżbieta Magiełda
    Elżbieta Magiełda
  • Jun 4, 2018
  • 3 min read

Z cyklu nasza codzienność...


Kiedy zasypiamy czytamy, taki zwyczaj mamy :-)


Ja: "Maju może dziś Ty poczytasz?"


Maja zaczęła czytanie. Kiedy skończyła odwróciłam stronę, żeby przeczytała mi jeszcze jedną historię. Maja: "Ale ja już nie chcę...", ja: "może jednak:-)?" Maja: "ok to te wyrazy". Ja: "ok".


Zaczyna: "kaktus"...

Potem następne słowo i trzecie i zatrzymała się spojrzała na mnie, myślicielskim wzrokiem;-) .... wraca do kaktusa.


Maja: "Mamo, kaktus, wiesz to słowo może wprowadzić w błąd, bo wiesz zobacz jak przyjdziesz np. po nas do przedszkola i Maciuś powie: mamo chcę kaktusa. To możesz nie zrozumieć". Już rozumiałam co chce mi powiedzieć, ale gdyby nie?...Więc pytam:


Ja: "tak rzeczywiście, a co mogłabym zrobić żeby zrozumieć?"


Maja: "dowiedzieć się"


Ja: A jeśli się nie dowiem?


Maja: "to nie będziesz wiedzieć"


Ja: "czyli będę zga..."


Maja: "zgadywać "


Ja: "wolę zapytać"...


Uśmiechnęłyśmy się do siebie :-) a w sercu poczułam wdzięczność do Mai, za tą cenną lekcję.

Jaka to lekcja?


A no taka, że mogłabym zgadywać właśnie, ale czy warto?


Bo... gdyby Maciuś rzeczywiście powiedział "mamo kup mi kaktusa", po wyjściu z przedszkola. Mogłabym powiedzieć: "Maciuś co Ty znów wymyślasz jakiego kaktusa. Nie mamy w planach dzisiaj iść po kwiaty". Na co Maciuś mógłby powiedzieć, "ale mamo ja chcę kaktusa". Dalej być może powiedziałabym, ok zastanowimy się, pogadamy o tym w domu i podejmiemy wspólnie z tatą decyzję, dobrze? I tu wkracza do akcji nieco złości Macieja "yyyyyyyy". Pewnie sobie myśli "co ta mama wymyśla ja chcę tylko loda, zawsze sama decydowała a dziś narada żeby kupić loda". I nadal stoi i wypowiada wkurzone "yyyyyyyy", co oznacza: no nie rozumie mnie!!!


Zdarza mi się to usłyszeć od naszej sześciolatki: "no nie rozumie mnie!!!"


Oczywiście jest też druga interpretacja. Dla tych którzy nie są w temacie i nie wiedzą że ja o kaktusie, a Maciej o kaktusie. A no taka, że rozwydrzony, że poradzić sobie nie umiem, że za dużo dyskutuję z maluchem, że powinnam...


Cóż i ja mogłabym się wkurzyć i wkroczyć do akcji ze swoją złością i kazać iść na parking i wracać do domu...


Wtedy mogłaby się wtrącić Maja: ale mamo Maciuś chce loda... Loda??? A loda... ok... Ja: "Maciuś chcesz loda???" Maciuś z entuzjazmem, bo w końcu mama usłyszała o czym mówi: "tak!, Jasiu jadł takiego kaktusa i ja też chcę..."


Więc spotykamy się, rozmawiamy, wczuwamy się w temat, ale rozmawiamy o czymś zupełnie innym. W tym 30-stopniowym upale i ja i on o kaktusie. Z tymże ja widzę hodowlę kaktusów, a Maciej pysznego loda. Kaktusa? Tak kaktusa...


Ten skromny, mały zielony kaktus, z książki do czytania naszej Mai, ten z fotografii, pokazał mi tego wieczora, a właściwie przypomniał, że zawsze tam w tych momentach, gdzie założę, że wiem co dziecko chce mi powiedzieć to mogę się bardzo zdziwić ...


A wystarczy, kiedy usłyszę "mamo chcę kaktusa" kucnąć na chwile. Tak kucnąć wtedy ta rozmowa ma dużo większą wartość niż wtedy kiedy ja góruję nad dzieckiem, i być ciekawym tego kaktusa.


Ten kaktus przypomniał mi, że wiele razy ja i Ty słyszymy od naszych dzieci "mamo chcę kaktusa" (roślinę), a wcale nie o takiego kaktusa chodzi. Ten kaktus, ta roślina to nie to o czym dziecko mówi.


Wracając do scenki (gdyby Maja mnie nie uświadomiła o jakiego kaktusa chodzi), gdybym zapakowała dzieci do auta, wkurzona, że Maciej wymyśla i pojechała do domu opowiadając im całą drogę, że zaraz pójdziemy na lody i że dosyć już gadania o kaktusie. To kiedy weszlibyśmy do sklepu i Maciej poleciałby do lodówki, otworzyłby ją i wyciągnął by z niej kaktusa i zawołał "mamo, jest kaktus, mogę pliss", no... zdziwiłabym się bardzo.


Ale wypowiedzianych słów, złości i wkładania dzieci do auta "na siłę" już nie cofniesz.

Po tym wszystkim przychodzi uczucie, że "dałam ciała". Ale pojawia się już po wypowiedzianych słowach i czynach, a te zawsze skracają drogę dotarcia do siebie, drogę do zrozumienia siebie...


Żeby usłyszeć o jakiego kaktusa chodzi czasami potrzeba dosłownie minuty.


Innym razem więcej.


Ale wiem, że warto.


Sprawdziłam...


Ale pokłułam się niejednym kaktusem...


Dziś już wiem, że najważniejsze to chcieć siebie usłyszeć, uczę się tego każdego dnia i nie obawiać się tych innych rad i opinii, że sobie nie radzisz. Nie twierdzę, że to jest takie proste.


Naprawdę trzeba mieć dużo odwagi by powiedzieć komuś jak powinien robić...

Bo każda rodzina jest jedyna i wyjątkowa...


A co jeśli Twoje rady się nie sprawdzą?


Więc nie po to piszę żeby powiedzieć jak masz robić, dzielę się by zainspirować, a Ty decydujesz czy sprawdzisz na swojej relacji ...


P.S. Kaktusy (lody) kupujemy codziennie, więc o kwiatach nie myślę, kiedy słyszę mamo kup mi kaktusa ;-)

Ale nigdy nie pomyślałam o tym kaktusie, tak jak dziś nasza córka to rozpracowała. Gdybym nie słuchała, że już jej się nie chce czytać i stanowczo kazała czytać jeszcze jedną czytankę zamiast tych kilku wyrazów, nie powstałby ten tekst.

Dedykuję go z wdzięcznością naszej córce Mai i jeszcze komuś, Tomkowi mojemu mentorowi, bo gdyby nie On, nie byłoby dziś tutaj, w tym miejscu o kaktusach i kaktusach. Tomasz Zieliński dziękuję!!!, pisząc to przeleciał mi przed oczyma film pod tytułem Akademia Sprzedaży. Tam na Akademii przystanek-relacja.pl zaczął się budzić z zimowego snu...Dziękuję!!!



 
 
 

Comments


© 2018 przystanek-relacja.pl

bottom of page